Wbrew nazwie, nie będzie to wpis o sukienkach, ani o modzie w ogóle…
Napiszę natomiast o kilku rzeczach, które udało mi się w pewien sposób wykreować na tegoroczną Wielkanoc. Niby niedużo, ale mimo wszystko zapraszam do lektury:)
Zacznijmy od najprostszego, czyli pisanek. W tym roku symbolicznie zrobiłam jajka w łupinkach z cebuli, ale dla odmiany sięgnęłam także po „sklepowe” barwniki. Takie najprostsze, rozpuszczalne w wodzie z dodatkiem octu (jabłkowego, domowej roboty). Do takich jajek można bardzo prosto dodać wzór graficzny – wystarczy mieć kilka świeżych listków i pończochy:
Po zawinięciu moczymy 2-3 minuty w roztworze:
I po wyjęciu podziwiamy efekty, które w większości są dziełem przypadku:
Masło to całkiem ciekawy materiał rzeźbiarski. Można sobie wyskrobać zwykłym kuchennym nożykiem zajączka, kurczaczka, albo – tak jak ja – baranka:
Upiekłam dwa pszenno-żytnie malutkie chlebki do koszyczka. Niestety drożdżowe, ponieważ nie miałam kiedy zrobić zakwasu:( Do domowych chlebków na pewno jeszcze kiedyś wrócę i napiszę o nich znacznie więcej.
Pierwszy raz w życiu pokusiłam się o upieczenie babki drożdżowej z rodzynkami i żurawiną (nasączanymi, a jakże), oczywiście z dodatkiem mąki żytniej. Wyszła rewelacyjna. Muszę jeszcze kiedyś ją powtórzyć! Korzystałam z przepisu Gosi z bloga moje ekspresje kulinarne. Wprowadziłam jednak pewne modyfikacje: poza tym, że formę wysmarowałam masłem i obsypałam bułką tartą, nie dodawałam masła do ciasta. Część naponczowanych rodzynek zastąpiłam namoczoną żurawiną. A, i jajka zmieszałam z cukrem (6 łyżeczek brązowego) i dodałam do drożdżowego zaczynu, a nie odwrotnie. Myślę, że przez to uzyskałam coś pomiędzy ciastem drożdżowym a ucieranym. I może na zdjęciu nie wygląda dobrze, za to smak rekompensuje wygląd z nawiązką!
Do sernika na zimno upiekłam spód z ciasta bananowego z orzechami nerkowca. Na to banany, serek homogenizowany (z cukrem pudrem i zagęszczony żelatyną), gruszki i galaretka Wodzisław (polecam – nie dodają sztucznych barwników – moja była barwiona ekstraktem z marchwi).
Hit tych świąt stanowiła pieczeń wołowa, również mój kulinarny debiut… Korzystałam z przepisu faceta z nożem, którego bloga – skarbnicę wiedzy – serdecznie polecam miłośnikom kuchni (nie tylko) polskiej. Nie byłabym sobą, gdybym nie poczyniła kilku modyfikacji, ale starałam się trzymać wzoru. Pieczeń naszpikowałam i podsmażyłam przed pieczeniem, chociaż następnym razem spróbuję ją poddusić zamiast piec (żeby była bardziej „mokra”). Więcej szczegółów nie zdradzę, odsyłam na bloga, gdzie poza rewelacyjną lekturą, napotkacie smakowite zdjęcia, przyprawione humorem oraz opisy takie, że niejednemu ślinka pocieknie. Najchętniej wypróbowałabym wszystkiego!
Wołu podałam z purée ziemniaczanym, ogórkiem kiszonym, żurawiną (suszoną, namoczoną, zblendowaną) na liściu sałaty i przecieranym przez sito sosem, a raczej musem, marchewkowo-cebulowym (o ja niedobra, nie dałam pietruchy!).
Tak czy inaczej smakowało wybornie:)
Zrobiliśmy także coś wspólnie (nic tak nie łączy jak wspólne przygotowywanie jedzenia), czyli sałatkę z tuńczykiem. Przepis jest bardzo prosty: 2 puszki tuńczyka w wodzie, puszka kukurydzy, 7 jajek, słoik ogórków kiszonych, dwie cebule, majonez, musztarda. Dwa pierwsze składniki odsączamy z zalewy, radziłabym także lekko odcisnąć ogórki po pokrojeniu (sałatka nie będzie wodnista). Wszystkie składniki (te nie rozdrobnione) kroimy w kosteczkę. Łączymy 2-3 łyżkami majonezu i 1 łyżką musztardy (lub jak kto lubi). Ja już niczym więcej nie doprawiam, co nie znaczy, że nie można.
Dużo się nauczyłam. Dużo doświadczyłam. Tegoroczne przygotowania uważam za całkiem udane. Mam nadzieję, że wszyscy spokojnie i miło przeżywacie święta. Przede mną jeszcze poranna „kwaśnica” z chrzanem i jajka faszerowane. Mam nadzieję, że również będą pyszne!
Ktoś chce się może pochwalić swoimi wielkanocnymi osiągnięciami?
Znalazłam tego bloga grając w grę:) wlascicielka bloga lub wierny fan miał w nikt adres strony. Cieszę sie ze granie w komorke dla zabicia czasu ma swoje dobre strony:) bardzo mi sie strona podoba:)
Och, jak ten Wordament wciąga i całkiem przyjemnie „zabija czas”… Miałam o nim kiedyś nawet napisać, bo to całkiem rozwijająca lingwistykę i refleks gra;) Też sprawdzasz w słowniku wysoko punktowane słowa, których nie znasz?