Jeśli serio ktoś tu wszedł, bo pomyślał, że pokryłam włosy kupą to niestety padł ofiarą prowokacji. Po prostu hennowanie włosów cassią przypomina… hm, no właśnie…
Chciałabym się dziś skupić na podsumowaniu ubiegłego miesiąca, a jednym z jego elementów było właśnie użycie henny.
Henny użyłam tylko raz w połowie miesiąca, ze strachem… Bałam się przede wszystkim przesuszenia włosów, ale po masce kallos placenta już chyba nic gorszego mi się nie przytrafi. Zależało mi na wzmocnieniu włosów przed cięciem. Efekt po hennie można zobaczyć na zdjęciu poniżej…
W tym miesiącu niestety nie mam właściwie przyrostu, włosy rosną mi z prędkością 1cm/miesiąc, a podcięłam je w marcu aż o 2cm. Więc niestety w akcji Ewy jestem zapuszczona… Choć nie o takie zapuszczenie chodziło…
Stosowałam:
- Szampony: Rosyjskie mydło cedrowe, Barwa żurawinowa (do oczyszczania)
- Odżywki: Garnier AiK,
- Maski: Wax (apteczna) do włosów ciemnych, Biowax z jedwabiem, Stapiz Sleek line (rzadko) – czasami jako odżywki, na chwilę po myciu
- Oleje: łopianowy (na skórę głowy), kokosowy
Zrobiłam sobie przerwę od wcierek, żeby dać skórze odpocząć. W kwietniu planuję wreszcie poeksperymentować z żelem lnianym lub płukanką z siemienia. Spróbuję także rozejrzeć się za jakąś wcierką.
Włosy pod koniec miesiąca moje włosy wyglądały tak:
- Kucyk: 7 cm
- Długość: 57,5 cm
Myślę, że jest nieco lepiej niż po „Kallos masakra” – jak to zauważyła jedna z dziewczyn na fb profilu włosomaniaczek.