Hej, ho!
Dawno nie robiłam nic specjalnego z włosami, odzwyczaiłam się również od „niedziel dla włosów” podczas testowania Biovaxów, ponieważ chciałam mieć 100% pewności, że oceniam działanie konkretnej maski.
Dziś postanowiłam wrócić do serii, bo nic mnie tak nie motywuje jak wspólne akcje. Do pielęgnacji wczoraj zaprosiłam maskę drożdżową, jajko i olej kokosowy, czyli składniki, które zawsze działały na moje włosy pozytywnie.
Tym razem zaczęłam od małej innowacji: dwie godziny przed maskowaniem użyłam wcierki z maści końskiej, którą teraz testuję. Nie mogę się doczekać efektów, bo, jak zobaczycie na zdjęciach „po zabiegach” – moje włosy wołają o radykalne cięcie.
Wcierkę z maści końskiej stosuję dopiero tydzień. Powstała przez rozcieńczenie maści rozgrzewającej wodą demineralizowaną do konsystencji gęstej cieczy. Jako aplikatora używam pojemnika po wcierce Joanny:
Do użycia jako maski zmieszałam: olej kokosowy, jajko, maskę, zmieszałam i zostawiłam do rozpuszczenia na kaloryferze. Jeszcze ciepłą nałożyłam na włosy pod czepek i czapkę.
Umyłam włosy delikatnym szamponem przeciwłupieżowym Natura Syberica. Po naturalnym wyschnięciu wyglądały tak (sztuczne światło, bez lampy):
Natomiast nocą nieco się „pogniotły”, więc zostały związane w kucyk. W naturalnym świetle (bez flesza):
Takie powywijane nie wyglądają źle, ale ewidentnie proszą o podcięcie…
A jak tam Wasze niedziele? Macie jakichś ulubieńców, którzy zawsze się sprawdzają?