Hej, ho!
Wracamy dziś do niemal zapomnianego cyklu o ikonie… Nieprzerwanie się nią zajmuję, a zdjęcia (zresztą wykonane telefonem, podobnie jak nagrania, więc musicie mi wybaczyć jakość) mają już ładnych parę miesięcy. Po prostu miałam nadzieję, że uda mi się gdzieś po drodze wykonać lepsze, ale w myśl zasady „Porzuć cholerny perfekcjonizm” (dzięki Mary:*), postanowiłam już dłużej nie zwlekać.
Początkowo zakładałam podzielić wpis na dwie części (osobno o pulmencie, osobno o złoceniu), ale postawiłam na syntezę. Być może kiedyś rozwinę temat, na razie chcę go tylko ogólnie zakreślić, tak aby dać wyobrażenie o samym procesie.
Zaczniemy od materiałów i narzędzi.
Na pewno będziemy potrzebować pędzla (lub kilku) do nanoszenia pulmentu, poduszki i noża do krojenia płatków, samych folii złotych, srebrnych itd, pędzli do przenoszenia płatków, kamienia agatowego w obsadce do polerowania złota…
Także glinek (tzw. bollusów), mydła, wosku…
kleju lub żelatyny:
oraz słoiczków. Ja robię niewielką ilość, ale przeważnie wystarcza mi na kilka mniejszych ikon:
Po kolei…
Zaczniemy od rozpuszczenia kleju w odpowiedniej proporcji. Potrzebujemy go niewiele: jedną miarkę maksymalnie spęczniałego (najlepiej przez noc) kleju świeżo odsączonego z nadmiaru wody. Odmierzamy taką ilość i umieszczamy w większym słoiku. Do tego dodajemy pięć i pół miary przegotowanej wody. Oczywiście uważamy aby się nie poparzyć. Po zamieszaniu klej powinien się ładnie rozpuścić:
Właściwie na tym kroku moglibyśmy już poprzestać (gdybyśmy rozpuścili klej 1:6) i przejść do kolejnego etapu, ale dodamy jeszcze nieco zemulgowanego mydłem wosku rozpuszczonego w połowie miarki gorącej wody. Naprawdę niewiele. I można go rozdrobnić. Jeżeli cały się nie zemulguje – nie szkodzi. odcedzimy go nieco później.
Nawiasem mówiąc znam ludzi, którzy do tej mieszaniny dodają także innych rzeczy, np. alkoholu czy olejku np. tymolowego (dla zakonserwowania). Pulment, mimo iż zawiera niewiele kleju, to jednak ten składnik sprawia, że mieszanina może się psuć. Nie chcecie wiedzieć jak to pachnie… Przechowujcie pulment w lodówce, a najlepiej zużyjcie w miarę szybko.
Do przygotowanego medium będziemy dodawać glinki, mieszając sztywniejszym pędzelkiem. Co jakiś czas możemy sprawdzić gęstość. I tu niestety nie pomogę, robię to na wyczucie i… prawie zawsze wychodzi. Gdy już rozmieszamy dobrze glinkę, musimy mieszaninę jeszcze przecedzić, żeby nie było grudek. Możemy to zrobić na bardzo drobnym sitku (takim jak do mleka) albo rajstopą (oczywiście czystą!). Pokażę na przykładzie żółtego bollusu ile mniej więcej go dodaję:
Kolejną przyczyną, dlaczego trudno jednoznacznie określić ilość glinki jest to, że mają one różne gęstości w zależności od producenta, a także przechowywane mogą gęstnieć i podsychać. To z kolei jest powodem, dla którego powinno się pulment zużyć raczej świeży lub bardzo szczelnie zakręcać. Kolorów bollusów, a co za tym idzie pulmentów może być bardzo dużo: czerwone, żółte, czarne, białe – do tego można je mieszać ze sobą uzyskując kolory pośrednie. Najpopularniejsze są żółte i czerwone: czerwone pod poler, a żółte do matów.
Technik nakładania pulmentów jest bardzo dużo. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że ilu twórców ikon tyle przepisów i sposobów nakładania. Ja często traktuję pulment żółty jako podmalówkę pod całą ikonę, także partie malowane. Ale nie zachęcam do tego. Wiadomo, że lepiej zrobić sankir jajowy. Pulment czerwony nakładam tylko na miejsca, które chcę polerować.
Jak nakładać pulment?
Pulment nakładamy bardzo miękkim pędzelkiem, dosyć mokrym, ale nie „kapiącym”. Co istotne powinniśmy go nakładać podobnie jak zaprawę, czyli tak, aby nie poprawiać pociągnięć. Podczas nakładania pulmentu warstwy spodnie zwilżają się i nieco rozmiękają, dlatego „dokładając” mokre w mokre tak naprawdę „odejmujemy” im grubości.
Co bardzo istotne, każdą kolejną warstwę należy nakładać dopiero, kiedy poprzednia jest całkowicie wyschnięta. Co ciekawe warstwa wyglądająca na wyschniętą, wcale wyschnięta być nie musi. Po prostu wilgoć z niej „piją” warstwy spodnie, nie tylko pulmentu, ale i zaprawy. Dobrze jest odczekać kilka godzin między warstwami i nie nakładać więcej niż 3-4 warstwy pulmentu w ciągu dnia (na wszelki wypadek).
Pulment nakładamy cienko, najlepiej w różnych kierunkach, najlepiej w miarę możliwości przeciwstawnych (ta sama zasada dotyczy nakładania zapraw i już o niej pisałam).
Pędzel dobrze jest dostosować do wielkości powierzchni złoconej. Na szczegóły można nakładać pulment nawet bardzo cienkim pędzelkiem.
Nie przejmujcie się, że pulment na początku nie kryje. Gdy przybędzie warstw to się wyrówna. Po lewej deska pokryta pulmentem żółtym, po prawej z jedną warstwą pulmentu czerwonego. Trenujemy cierpliwość 🙂
Ile w końcu tych warstw?
Odpowiem szczerze, że nie wiem. I zmartwię pewnie niektórych, gdy napiszę, że to też kwestia wyczucia… Ja nakładam około 3-4 warstwy żółtego i 8-10 czerwonego (w zależności od tego jak ich przybywa). Co możemy… kiedy nie jesteśmy pewni, a wydaje nam się, że to „już”, wtedy możemy spróbować podrapać agatem jakiś mały fragmencik i zobaczyć jaka jest rysa. Czy ładnie się poleruje? Czy pulment jest w miarę miękki? I, tu zaskoczenie: to też w dużej mierze kwestia wyczucia. Mnie nadal zdarza się, że mam za mało warstw… Po czym to poznać? Po fakcie…
A samo złocenie?
Dobrze jest dzień złocenia dobrze zaplanować. W ten sam dzień, przed przystąpieniem do złocenia, nałóżmy jeszcze 1-2 warstwy pulmentu (zwłaszcza, gdy poprzednią nakładaliśmy tydzień temu lub wcześniej…).
Przygotujmy sobie około 20% roztwór alkoholu w wodzie. Możemy rozpuścić wódkę 1:1 z przegotowaną wodą lub, jeśli jesteśmy zwinni, nie rozcieńczać tylko złocić na samej wódce. Wszystko kwestia wprawy i wygody, oraz co kto woli.
Dobrze przygotowane stanowisko to połowa sukcesu. Miejmy wszystko pod ręką, obok ikony: słoiczek z wódką i pędzelkiem, poduszkę, nóż do cięcia płatków, poduszeczkę z płatkami złota, pędzelek do nabierania płatków…
Płatki kroimy przesuwając nożem poziomo, płasko, tak, aby całe ostrze opierało się o poduszkę. O tym, że nóż powinien być ostry chyba nie trzeba pisać…
Sam proces złocenia przebiega szybko. Kroimy płatki do odpowiedniej wielkości i kształtu, nabieramy pędzelkiem do nabierania, zwilżamy miejsce przykładania płatka roztworem alkoholu i przykładamy płatek… Brzmi prosto?
Po około godzinie- dwóch (mniejsze elementy nieco wcześniej) możemy złoto polerować. Nie czekajcie dłużej niż do następnego dnia, a już na pewno nie tydzień, bo owszem – złoto wypolerować się da, ale bardzo się namęczycie… Jeśli natomiast chcemy mieć złoto położone matowo to po naklejeniu płatków, jak nieco przeschnie, zabezpieczamy je roztworem kleju, a nadmiar omiatamy miękkim pędzelkiem.
I chyba najważniejsza uwaga: jeśli coś poszło nie tak (u mnie np. bardzo widać granice płatków – grrr) – nie przejmujcie się. Porzućcie perfekcjonizm, a następnym razem i każdym kolejnym zrobicie to samo znacznie lepiej! 😉
Jeśli macie jakieś pytania nie wahajcie się zadać je w komentarzu.
Będę także bardzo wdzięczna za Wasze przemyślenia i wskazówki oraz wszelkie uwagi jakimi zechcecie się podzielić 🙂
Jednak potrzebna to tego zasadnicza rzecz.. talent. 😉
Możliwe, ale zasadnicza jest jednak znajomość technologii i odrobina wyczucia… 😉
a może jednak szczere chęci. Widziałam jak ikonę pisała kobieta która nigdy nie miałą w ręce pędzla i oczywiście z pomocą ,ale dała radę . Można ? – można.
Oczywiście, że można!
Potrzeba wiele pracy i cierpliwości:) shikatemeku.blogspot.com
Trafiłam na filmik konserwatora sztuki, pani mówiła, żeby agatem potraktować gładką powierzchnię złota, a łączenia potem. Ile potem… tak jak w artykule 😀 na wyczucie 😀
Dzień dobry. Czy używa Pani kleju króliczego? Jaką temp. powinien mieć woda przegotowana przy dolewaniu go do kleju? Będę wdzięczna za odpowiedź. Wykonujemy polichromię i złocenia na naszych rzeźbach, do pulmentu dodajemy białko i ta Pani technika nas zainteresowała. Pozdrawiam, A. Walijewski