Hej, ho!
Kwiecień świsnął mi tak jakoś szybko i niepostrzeżenie… Na szczęście znów udało się stworzyć kilka mydełek, zarówno węglowych, o których już było, ale także troszkę innych – oliwkowych z olejkiem kasjowym:)
Zajęta w większości przemieszczaniem się w czasie i przestrzeni, znalazłam sobie sposób na zatrzymanie się na chwilkę w lipcu, ale o tym może innym razem.
Z mydełek bardzo się cieszę, wyszły idealne, aksamitne i bardzo ładnie oddają moje autorskie foremki!
Poza niezłym wyglądem, mydełka przepięknie pachną za sprawą olejku kasjowego. Jest to olejek otrzymywany z liści, gałązek, a przede wszystkim z kory cynamonowca wonnego (tzw. cynamonowiec chiński), metodą destylacji parą wodną. Jeśli chodzi o sam zapach, to kojarzy się kulinarnie i smakowicie, gdzieś między szarlotką a piernikiem. Ten zapach naprawdę odpręża i relaksuje ciało, ale także łagodzi stany zapalne skóry. Niestety nie utrzymuje się długo po myciu na skórze, natomiast z mydełek ulatnia się bardzo powoli…
Olejek ten ma także szereg zastosowań i działań pozakosmetyczych. Stosuje się go zarówno na skórę jak i do inhalacji czy kąpieli leczniczych, ponieważ obniża gorączkę, łagodzi depresję i inne choroby o podłożu nerwowym, poprawia krążenie i odżywia komórki skóry, wzmacnia mieszki włosowe i włosy. Wraz z olejkiem cynamonowym (o niższej zawartości aldehydu cynamonowego), olejek kasjowy wchodził w skład „Świętego olejku” używanego przez Żydów do celów liturgicznych (Ks. Wyjścia 30,22-25).
Myślę, że jeszcze nie raz spróbuję mydełek z jego udziałem, chociaż następnym razem już w mieszance, nie samodzielnie.
W dalszym ciągu nie zrezygnowałam z udziału w akcji Ewy. W tym miesiącu udało mi się regularnie (3-4 razy w tygodniu, czyli po każdym myciu włosów, stosować wcierkę)!
Tak włosy wyglądały na początku kwietnia:
A tak pierwszego maja:
Jeszcze rzut oka w świetle dziennym (oczywiście potargane wiatrem):
Stosowałam:
- Szampony: Rosyjskie mydło czarne i czasami cedrowe,
- Odżywki: Garnier AiK,
- Maski: Wax (apteczna) do włosów ciemnych,
- Olejek: wykańczałam resztkę łopianowego,
- Wcierka: rosyjska 'apteczna z żyworódką’
- Płukanka z siemienia lnianego
Muszę przyznać, że czarne mydło naprawdę ogranicza przetłuszczanie włosów. Dzięki niemu w tym miesiącu myłam włosy co dwa dni, a nie jak zwykle codziennie. Bardzo podoba mi się także jego zapach. Minusem jest to, że przesusza włosy na długości, i po jego użyciu nie da się nie nałożyć na włosy czegokolwiek…
Płukankę z siemienia lnianego oceniam na 10/10. Na moich cienkich i lekkich piórkach spisała się idealnie: dociążyła, odżywiła i mam także wrażenie, że nieco pogrubiła mi włosy. Szkoda, że ten efekt utrzymuje się tylko do następnego mycia, bo bardzo go polubiłam…
W kwietniu udało mi się także ograniczyć wypadanie włosów. Nie wiem jednak czy była to kwestia czarnego mydła, wcierki czy płukanki… Długość włosów to 59,5 cm, czyli przyrost mój osiągnął rekord… 2cm! Tyle nawet po drożdżach nie miałam, ale to nic: obwód kucyka pod koniec kwietnia (na 2 dzień po myciu) wynosił niesamowite 7,3cm!
Mam nadzieję, że wszystkim już przeszło 'wiosenne przerzedzenie’ i, że wreszcie zapanuje wiosenna radość z wzrastania, nie tylko włosów, ale i wszystkiego, co żyje;)
Śliczne te misie… Chciałabym!
Może kiedyś zrobię konkurs mydełkowy…;)
Na zdjęciu w świetle dziennym włosy robią wrażenie o wiele krótszych niż na poprzednich…
Wyżej stoję^^ a tak serio: gdy zdjęcie włosów robi Ci wysoka osoba, to różnie to wychodzi;)
A w ogóle ładne mydełka. Sama robisz foremki czy gdzieś kupiłaś?
Sama. Być może kiedyś o tym napiszę…
Sliczne falowance :)! Bardzo dziekuje Ci Kochana za linka :*